Nadopiekuńczość rodzica – czy miłość może krzywdzić?

Czy miłość może skrzywdzić? Pozornie wydaje się, że nie. Jeśli jest odpowiednio dawkowana stanowi źródło bezpieczeństwa, staje się kluczem do rozwoju, poznania siebie.  Problem zaczyna się wtedy, gdy rodzic przestaje wychowywać, a zaczyna narzucać swoje zdanie i podcinać skrzydła. Kiedy staje się zbyt opiekuńczy – kontroluje i wyręcza. Nadopiekuńczość rodzica – co to jest? Czym się wyraża? Jakie są jej skutki? I jak sobie z nią radzić? O tych i o wielu innych aspektach krzywdzącej miłości można przeczytać w dalszej części artykułu.

Nadopiekuńczość – co to jest?

Jak czytamy w definicjach słownikowych nadopiekuńczość jest to nadmierna troska o drugiego człowieka. W rodzinie ma miejsce wtedy, kiedy rodzice cały swój czas poświęcają dziecku, zaspokajają wszelkie jego potrzeby, szczególnie te, które w ich mniemaniu są niezbędne. Nierzadko robią to kosztem siebie. Rezygnują z marzeń, z własnego rozwoju, swoich zainteresowań lub przenoszą je na wychowanka.

W ostatnich latach temat nadopiekuńczości podejmowany jest w kontekście rodziców helikopterów, czyli tych, którzy na bieżąco monitorują działania dziecka. Kontrolują je i nie pozwalają wydostać się spod swoich skrzydeł.

Skąd się bierze nadopiekuńczość rodzica?

Przyczyn nadopiekuńczości może być wiele. Zaczynając od braku odpowiedniej wiedzy, (często zdarza się, że rodzice nie mają świadomości swojego postępowania) po przez chęć uchronienia dziecka przed stresem, złem jakie może go spotkać, aż po przeniesienie swoich uczuć z partnera (partnerki) na dziecko. Ostatni przypadek najczęściej dotyczy matek, które to po urodzeniu przestają angażować się w związek, a wszystkie swoje uczucia angażują w pociechę. I to ono właśnie, jeszcze takie małe i niewinne staje się powiernikiem, towarzyszem jej życia. Niekiedy źródłem nadopiekuńczości mogą być sytuacje, których doświadczył rodzic w dzieciństwie. Osoba, która nie zaznała wystarczającej opieki od matki czy ojca chce dać swojemu dziecku wszystko to, czego sama nie miała. A bywa i odwrotnie taki model wychowania był obecny w rodzinie rodzica i jest powielany.

Nadopiekuńczość rodzica można wynikać również z:

  • potrzeby bycia najważniejszym w życiu dziecka;
  • braku satysfakcji w życiu prywatnym i zawodowym;
  • strachu przed samotnością;
  • braku zainteresowań, swojego hobby;
  • wcześniejszej utraty dziecka;
  • choroby dziecka;
  • trudności prokreacyjnych;
  • samotnego macierzyństwa.

Mama, tata – kto bardziej?

Nadopiekuńczość rodzica, zarówno matki, jak i ojca wynika z ich niedojrzałości i lęku. Z obserwacji można wywnioskować, że w większości  jest to cecha matek. Może się to wiązać z tym, że to rodzicielki są (w głównej mierze) opiekunkami swoich pociech od urodzenia po samą dorosłość, a czasami jeszcze dłużej. Często rezygnują z pracy zawodowej i poświęcają się macierzyństwu i to właśnie ta rola staje się dla nich najważniejsza. Przy czym, nierzadko czują się niepewne swoich kompetencji macierzyńskich i ten lęk rekompensują nadmierną opieką, lokując w dziecku swoje niezaspokojone potrzeby emocjonalne.

Niemniej jednak i panowie nie są wolni od toksycznej miłości. Ojcowie przejawiają ją najczęściej w nadmiernym kontrolowaniu, nie stawianiu wymagań, zazdrości o dziecko czy jego przesadnym uwielbieniu.

 Nadopiekuńczość rodzica – czy miłość może krzywdzić?

Toksyczni rodzice, nieszczęśliwe dzieciństwo to obrazy, które kojarzą się z rodziną patologiczną, w której obecne są nałogi, a nawet i przemoc. Nic bardziej mylnego. Są to stereotypy, bowiem nawet w tzw. „dobrych domach” dochodzi do sytuacji, w których mali członkowie odczuwają ból, brak zrozumienia, przestrzeni czy akceptacji. Z pozoru może się wydawać, że miłość rodzica do dziecka to jedno z najbardziej czystych i niewinnych uczuć, że mama i tata kochają najbardziej i najlepiej. Ale czy można kochać zbyt mocno? Czy miłość może skrzywdzić?

Oczywiście, że tak. Wychować dziecko wcale nie jest łatwo i przekonał się o tym każdy, kto został rodzicem. Część z nich jednak zbyt mocno koncentruje się na swoim maluchu, jednocześnie twierdząc, że robi to dla jego dobra. Popełniają w ten sposób ogromny błąd. Twierdzą, że wiedzą lepiej od samego zainteresowanego, co jest dla niego dobre, co lubi robić, z kim się bawić i jak spędzać wolny czas. Nie pozwolą, aby dziecko weszło w konflikt z kolegą, czy koleżanką. Załatwią za młodego każdą sprawę w szkole, a na koniec sami wybiorą jaka zabawka będzie dla niego najlepsza…

Kochać zbyt mocno – „nie rób tego!”, „zrobię to za Ciebie!”

Zaborcza miłość może być równie mocno destruktywna jak jej brak.  Wyobraźmy sobie taką sytuację:

Mama idzie na plac zabaw z czteroletnim dzieckiem. Oczywiście chłopiec jedzie w spacerówce, gdyż zdaniem mamy, nie może się zmęczyć, a tym bardziej ubrudzić, czy przewrócić. Na miejscu dziecko (załóżmy Staś) wyskakuje z wózka i biegnie się bawić z innymi dziećmi. Co słyszy od zatroskanej mamy? – Stasiu, Kochanie biegnij wolniej! – Nie wchodź na drabinki, bo spadniesz! – Stasiu! Uważaj! To niebezpieczne! – Zaraz się spocisz, odpocznij trochę.- I tak przez całą godzinę zabawy.

W domu wcale nie jest lepiej. Mama dmucha zupkę, żeby nie była za gorąca, sprząta pokój chłopca, żeby ten, nie potknął się o żadną zabawkę. Zanim Staś pomyśli, że chce pić, mama stoi już przed nim z kubkiem wody. Gdy Staś dorasta to rodzicielka wybiera mu najpierw znajomych, później dziewczynę, zajęcia dodatkowe (co z tego, że chłopiec woli grać w piłkę, skoro zdaniem mamy angielski jest ważniejszy). W końcu Staś staje się dorosły, niestety tylko wiekiem. Przez nadmierną miłość swojej mamy traci coś bardzo ważnego – siebie.

Czy miłość może skrzywdzić? Nikt nie ma chyba wątpliwości, że w takim przypadku jak najbardziej. Miłość rodzica nie spełniła tu swojego zadania. Zamiast być źródłem bezpieczeństwa, parasolem ochronnym, który daje siłę na przyszłość, stała się więzieniem, hamulcem rozwoju.

Obecność, adoracja – „jesteś mój!”, „ochronię Cię!”

Nadopiekuńczość, to też potrzeba ciągłego kontaktu z dzieckiem. Helikopterowy rodzic za wszelką cenę stara się być obecny w jego życiu, ciałem i duchem. Boi się, że wychowanek nie poradzi sobie bez niego, że poza jego zasięgiem spotka go coś złego. Stara się więc wszystko kontrolować, by samemu czuć się komfortowo i bezpiecznie. Organizuje dziecku czas, by zawsze wiedzieć co robi, z kim i gdzie. Dzieje się to oczywiście pod przykrywką troski i dbałości o jego rozwój. A każda nawet najmniejsza niedyspozycja dziecka wywołuje panikę i chaotyczne, nieprzemyślne działania.

Rodzic, który kocha za bardzo lubi adorować swoje dziecko. Chwalić je i wmawiać, że jest lepsze od innych. Jest w stosunku do niego bezkrytyczny i zawsze tłumaczy jego zachowanie. Nie stawia wymagań, nie obarcza obowiązkami. Uważa, że sytuacje trudne, stresowe są niekorzystne dla młodego człowieka, dlatego też stara się je maksymalnie wyeliminować. Usprawiedliwia każde zachowanie. Często też zrzuca odpowiedzialność za czyny dziecka na otoczenie, bo to przecież wina kolegi, nauczyciela w szkole, czy po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu. Sprawcami wszelkich trudności są więc inni ludzie, gdyż to oni nie zauważają delikatności, wyjątkowej wrażliwości dziecka i traktują je na równo z innymi.

Wszystko dla dziecka – „to wszystko Twoje!”, „zostań ze mną!”

Nadopiekuńczy rodzic ciągle czeka na sytuację, w której będzie mógł przekonać się, że jest niezastąpiony. Kiedy dziecko dorasta następuje taki moment, że musi opuścić przynajmniej na chwilę dom rodzinny. Wyjazd do szkoły poza miejscem zamieszkania czy weekendowy wypad ze znajomymi nad jezioro, a nawet samo wyjście do kina to wielki stres dla takiego rodzica. Co więcej, opiekun bardzo często wzbudza w dziecku  poczucie winy. Nastolatek rozdarty między swoimi potrzebami, a dylematem: „czy ja mogę iść?”, „Jak mama sobie poradzi beze mnie? Przecież będzie się tylko martwić”, Czy ja mogę tak krzywdzić mamę, ona mnie tak kocha?” – nie umie sam podjąć decyzji. Dodatkowo, rodzic bardzo często mimo pozornej zgody, stara się za wszelką cenę zatrzymać swoje „maleństwo” w domu. „Przecież tu jest Ci najlepiej, ja wszystko dla ciebie zrobię, jesteś dla mnie najważniejszy”, „Nie zostawiaj mnie!”. A wszelkie przejawy samodzielności (nawet już dorosłego dziecka) odczuwa jak utratę kawałka siebie.

Konsekwencje nadopieki rodzica

Nadopiekuńczy rodzic pokazuje dziecku, że świat jest pełen niebezpieczeństw i samo sobie w nim nie poradzi. Nadmierna ochrona sprawia, że nie nadąża on nad rozwojem fizycznym i społecznym swoich rówieśników. Jest bierne i niesamodzielne.

Do najczęstszych skutków nadopiekuńczości rodzica zalicza się:

  • dziecko nie potrafi sobie radzić ze stresem, z porażkami, na wszystko reaguje zbyt emocjonalnie;
  • jest lękliwe;
  • nie umie samodzielnie podejmować decyzji;
  • nie umie rozpoznawać własnych potrzeb;
  • traci poczucie własnego „ja”;
  • nie ma poczucia odpowiedzialności za swoje działania;
  • jest nadmiernie przywiązane do rodzica lub odwrotnie czuje do niego złość, niechęć, ale nie potrafi się przeciwstawić;
  • jest nieporadne, bierne, nie podejmuje inicjatywy lub wręcz przeciwnie jest nadmiernie pewne siebie, zarozumiałe, egoistyczne;
  • w dorosłości nie potrafi zbudować szczęśliwego, opartego na zdrowej relacji związku.

Dodatkowo dziecko pod ochronnym parasolem swoich opiekunów czuje, że ma wszystko. Może mu się więc wydawać, że rodzice są po to, by zaspokajać wszelkie jego zachcianki, być na każde zawołanie.

Nadopiekuńczość rodzica w rezultacie ogranicza swobodę, samodzielność i kreatywność dziecka. Pozbawia go możliwości dokonywania własnych wyborów, stawiania czoła problemom i trudnym sytuacjom. Hamuje jego rozwój, udaremnia chęć poznania rzeczywistości, przeżywania po swojemu sukcesów i porażek. Ciągłe przeżywanie życia za dziecko, nie pozwala mu się uczyć i samorealizować. Taka postawa mu nie służy, a wręcz przeciwnie stanowi zagrożenie dla jego rozwoju i prawidłowego funkcjonowania. Młody człowiek, który nie umie radzić sobie w życiu skłonny jest do zachowań destruktywnych, takich jak: agresja, izolacja, uzależnienia, depresja, nerwice.

Jak pomóc dziecku?

Przede wszystkim trzeba uświadamiać rodziców, że nadmierna miłość może krzywdzić. Większość z nich jest nieświadoma swoich szkodliwych działań. Są przekonani, że robią wszystko to, co najlepsze dla swoich pociech, że ich dzieci otrzymują wszystko, czego potrzebują. Dlatego też, duże znaczenie ma tu czujność osób trzecich: drugiego rodzica, dalszych krewnych czy nauczycieli, wychowawcy w przedszkolu i szkole. Nie jest to łatwe, gdyż nadopiekuńczy rodzice często zamykają się na wszelkie rady i sugestie. Nie chcą współpracować ze specjalistami, gdyż nie są gotowi na zmiany, na przyznanie się, że robią coś źle.

Warto, w takich trudnych rozmowach bazować na konkretnych przykładach, które jednoznacznie zasugerują opiekunowi, które z jego zachowań są nieprawidłowe. Warto zaproponować terapię, rozmowę z psychologiem. W sytuacjach krytycznych można zastosować kroki prawne, gdyż nadopiekuńczość można zakwalifikować do przemocy psychicznej.

Co zrobić, by nie wpaść w pułapkę nadmiernej opiekuńczości?

Wraz z rozwojem dziecka należy dawać mu większą swobodę, pozostawać z boku i obserwować poczynania młodego człowieka. A, gdy mamy poczucie, że jesteśmy nadopiekuńczy przyjrzeć się sytuacjom, które nas martwią, ale nie od strony rodzica, ale przyjaciela.

Jak więc uniknąć toksycznej miłości:

  • odpuść – pozwól dziecku się przewrócić, tylko tak nauczy się podnosić;
  • schowaj strach – boisz się, kiedy dziecko uczy się jeździć na rowerze, wspina na drzewa, wchodzi w nowe relacje – masz do tego prawo, ale nie przekazuj lęku dziecku;
  • słuchaj – co mówi, czego potrzebuje, nie podejmuj decyzji za niego, nawet jeśli wydaje Ci się, że wiesz lepiej;
  • myśl – pomyśl, co najgorszego może się zdarzyć w danej sytuacji i jeśli konsekwencje są znośne – nie interweniuj;
  • rozmawiaj – tylko tak poznasz swoje dziecko.

Nawet w miłości potrzebny jest rozsądek…

Bycie rodzicem wymaga ciągłej konfrontacji ze strachem, lękiem o zdrowie i bezpieczeństwo dziecka. Jedak każdy powinien to sobie wypośrodkować, przyjąć do wiadomości, że nie jest wstanie uchronić swojej pociechy przed wszelkim zagrożeniem. Egoistyczna miłość może krzywdzić. Dlatego kochać należy mądrze i z rozsądkiem. Kochać to znaczy wspierać, być blisko, pomagać, ale nie żyć życiem dziecka. Kochać  to znaczy budować trwałą relację, opartą na rozmowie i wzajemnym szacunku.

Jak pisał niemiecki poeta Wolfgang Goethe  „Są dwie rzeczy, które rodzice powinni dać dzieciom – korzenie i skrzydła”. Korzenie – żeby zawsze wiedziało, kim jest i gdzie może wrócić. Skrzydła – aby umiało wznosić się na wyżyny swoich pragnień i możliwości. Nadopiekuńczość rodzica jest natomiast poważnym zaniedbaniem, użyciem dziecka do spełnienia własnych, egoistycznych potrzeb.

1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*